czwartek, 1 sierpnia 2013

Pobożne życzenia - rozdział 4

Dwa dni po moim koszmarze wracałam do domu z pracy. Nie byłam jakoś strasznie zmęczona, ale chętnie złapałabym chociaż godzinkę snu. Planując sobie resztę dnia dojechałam windą na ostatnie piętro. Dopiero po chwili zauważyłam Krystiana, mojego byłego chłopaka, a zarazem damskiego boksera. Swego czasu byłam w nim zakochana po uszy, mimo tego, że często dostawałam od niego w twarz. Całe szczęście Klara otworzyła mi oczy. To dzięki niej zakończyłam ten fatalny związek. Niestety, Krystian nie chciał przyjąć do siebie tego, że nie chcę już go znać  i czasem mnie nachodził.
    Dziś ubrany był w sportowy, czarny dres. Jego ubranie i mięśnie budziły respekt wśród ludzi, ale efekt czasem psuły jego gęste, czarne włosy, sięgające mu do ramion.
  Zwolniłam kroku i spytałam czego chce, jednocześnie szukając gazu pieprzowego w torebce.
-Dobrze wiesz. - warknął - Ode mnie nie odchodzi się tak po prostu. Już wklepałem kilka razy twojemu chłoptasiowi - powiedział to z nieukrywaną dumą. Doprawdy, nie wiem z czego tu być dumnym. Że zlało sie Bogu ducha winnego chłopaka?
-Jakbyś miał trochę oleju w głowie, to zauważyłbyś, że to mój sąsiad, a nie chłopak. - odparłam ze spokojem, chociaż serce waliło mi jak oszalałe.
-Nie pyskuj mi tu, ślicznotko. - Powiedział, przysunąwszy się do mnie tak blisko, że plecami przylgnęłam do ściany. Teraz naprawdę zaczęłam się bać. Mój strach osiągnął najwyższa granicę, kiedy uświadomiłam sobie, że nie miałam ze sobą gazu pieprzowego. Nagle mój były złapał mnie za szyję i zaczął dusić. Przerażona puściłam torbę i próbowałam uwolnić się od morderczego uścisku, jednocześnie walcząc o oddech. Krystian w tym czasie warczał mi do ucha:
-Było ode mnie nie odchodzić, kotku. Sama widzisz jak to się skończyło. A mogło być tak pięknie.
     Po kilku sekundach rzuciłam swoją komórką, którą wyjęłam z kieszeni spodni i z całej siły rzuciłam nią w drzwi Adama. Wtedy Krystian jeszcze bardziej wzmocnił uścisk. Straciłam już nadzieję na jakąkolwiek pomoc i pożegnałam się z życiem. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami i po chwili odpłynęłam.
   

Poczułam, że ktoś mnie podnosi. Przez zmrużone oczy zobaczyłam niewyraźną postać mężczyzny, ubraną w białą koszulę.
- Umarłam? Jestem w niebie? - Spytałam go ochrypłym głosem.
- Zależy jak według ciebie wygląda niebo. - Uśmiechnął się. Po kilku sekundach znowu zemdlałam.


                                                       
Wiem, że strasznie krótki ten rozdział, ale następne będą już dłuższe :)

                                                            

2 komentarze:

  1. Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Blog Adward. Więcej informacji u mnie na blogu. :)

    http://keepcalmanddontforgettobeawesome.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń